"Na wstępie pozwolę sobie na szczere wyznanie: nie przypadnę państwu do gustu. Panowie poczują nieodpartą zazdrość, panie zaś odrazę. Niechęć czujecie już teraz, dalsza opowieść może ją tylko pogłębić." - Rochester, "Rozpustnik".
Lydia była zadowolona. Kiedy przebywała w towarzystwie Williama i Alexandra, z trudem przychodziło jej powstrzymywanie się od radosnego chichotu. W pokoju aż iskrzyło od pozytywnej energii. Mężczyźni co chwilę obsypywali ją pozornie niewinnymi komplementami, jednak ona wiedziała, iż ich słowa mają również drugie znaczenie. I wcale im się nie dziwiła. W czerwonej, jarzącej się jak płomień sukni, wyglądała na kobietę nieokiełznaną, a przy tym niewiarygodnie ponętną. Białe kostki i delikatna łabędzia szyja, niczym rozżarzone do białości węgle, pojawiały się i znikały pod fałdami ognistej sukni, gdy poruszała się na miękkim siedzisku. Na ustach w odcieniu głębokiej czerwieni wykwitł prowokacyjny krzywy uśmiech, a trzymany przez nią papieros w czarnej lakierowanej cygarniczce powoli się tlił, otaczając ją delikatną mleczną mgiełką.
William właśnie skończył opowiadać niezwykłą przygodę, którą dane mu było przeżyć na dworcu kolejowym, a ona razem z Alexandrem zaniosła się śmiechem. Był to typowy, grzecznościowy gest. Gdy hochsztaplerskie rozbawienie już przepadło, tym razem to major Pierce chwycił się tematu pociągu i zaczął opowiadać o pierwszym spotkaniu z tą diabelską maszyną, kiedy to pomylił buchający z niej dym z piekielnymi oparami. Lydia od zawsze miała go za bystrego mężczyznę, niestety o umyśle starej daty. Jego rozum nie pojmował nowoczesnej technologii, a przynajmniej przychodziło mu to z trudnością. Ale właśnie to lekkie zacofanie było dla Lydii wyjątkowo urzekające.
Powoli wydmuchnęła dym w kierunku swoich towarzyszy, nawiązując tym gestem do buchającej z pociągu pary. Obydwaj zanieśli się śmiechem, jakby czyn Lydii stanowił clou jakiegoś żartu, tym samym przerywając wywód Alexandra. I dobrze. Choć niewątpliwie był inteligentnym i charyzmatycznym człowiekiem, Lydia wolała na niego patrzeć niźli przysłuchiwać się jego wypowiedziom, które najczęściej wywoływały u niej błogą senność. Był niewiarygodnie przystojny, jednakże brakowało mu ciętego języka Williama.
Niestety szampański nastrój Lydii zaburzyło niespodziewane wtargnięcie jej siostry, która już na wejściu skomentowała pruderyjność Lydii. Nie miała oczywiście do tego żadnych podstaw. Chyba że przysłuchiwała się rozmowom zanim weszła do salonu. Lydia jednak nie skorzystała z zaproszenia do pasjonującej gry słownej i tylko skwitowała jej słowa bezwstydnym uśmieszkiem. Zawsze irytowała ją bezpośredniość jak i opryskliwość Beatrice. A przy tym również jej wyjątkowo kobieca wścibskość.
- Mogłabyś mi powiedzieć gdzie się podziewałaś przez całą noc?- Rzekła panna, której czystość w wątpliwość poddał narzeczony zaledwie parę dni przed...
- Dosyć! - próbowała jej przerwać Lydia.
- ...zerwaniem zaręczyn. - Obdarzyła siostrę jak i jej towarzystwo taksującym spojrzeniem. - Och, a cóż to za napój? Czyżbyś teraz próbowała zapomnieć o swym upokorzeniu?
Lydia zerknęła na swój srebrny kielich stojący na misternie rzeźbionej ławie. Jego szkarłatna zawartość odbijała światło sterczącej nieopodal samotnej świecy. Od momentu, w którym została oszukana, służące coraz częściej przynosiły jej dziwaczne napoje, które rzekomo miały jej pomóc. Tymczasem jednak Lydia z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Jej oczy stały się bardzo wrażliwe na światło słoneczne, co zmusiło ją do rozpoczęcia nocnego trybu życia. Ponadto była bardziej drażliwa niż kiedyś i zaczęła unikać spotkań z młodymi kobietami, nienależącymi do jej najbliższej rodziny. W ich towarzystwie czuła się tak nieswojo, że zaczynała ją świerzbić skóra. Miała ochotę ją rozdrapać aż do krwi. Jednakże jedna rzecz wciąż pozostawała niezmienna - Lydia nie miała lustrzanego odbicia.
Spojrzała na siostrę podejrzliwym wzrokiem, jednak wciąż milczała. Mimo dzielącej ich odległości widziała każdy detal jej twarzy. Lśniące grafitowe oczy, zarumienione policzki, rozwichrzone włosy. Wszystko to świadczyło nie tylko o jej podminowaniu, ale także było niezbitym dowodem tego, co Lydia utraciła poprzez własną naiwność. Jej lice były blade i miały już takie pozostać, a oczy już na zawsze miały być matowe i bynajmniej nie współczujące. Zjechała wzrokiem nieco niżej, na dekolt siostry. Dostrzegła zaróżowiony fragment skóry, na którym wykwitły ciemnoczerwone plamki. Lydia doskonale wiedziała co to było - ślad nieczystości pozostawiony przez kochanka. Nagle nabrała nieodpartej chęci zrobienia czegoś tak niepoprawnego jak splunięcie na ziemię. Ogarnęło ją obrzydzenie.
Spojrzała na siostrę podejrzliwym wzrokiem, jednak wciąż milczała. Mimo dzielącej ich odległości widziała każdy detal jej twarzy. Lśniące grafitowe oczy, zarumienione policzki, rozwichrzone włosy. Wszystko to świadczyło nie tylko o jej podminowaniu, ale także było niezbitym dowodem tego, co Lydia utraciła poprzez własną naiwność. Jej lice były blade i miały już takie pozostać, a oczy już na zawsze miały być matowe i bynajmniej nie współczujące. Zjechała wzrokiem nieco niżej, na dekolt siostry. Dostrzegła zaróżowiony fragment skóry, na którym wykwitły ciemnoczerwone plamki. Lydia doskonale wiedziała co to było - ślad nieczystości pozostawiony przez kochanka. Nagle nabrała nieodpartej chęci zrobienia czegoś tak niepoprawnego jak splunięcie na ziemię. Ogarnęło ją obrzydzenie.
- Wyjdź stąd - zaczęła, nawet nie kryjąc swego wzburzenia. - Wyjdź stąd albo powiem matce jaką plugawą dziwkę wychowała! I nie pokazuj mi się na oczy dopóki nie zaprzestaniesz hańbić naszego rodu!
Obserwowała jak szczęki Beatrice zatrzaskują się jak imadło, a chwilę później usłyszała ich nieprzyjemny zgrzyt. A może to był tylko wytwór jej bujnej wyobraźni? Jednakże ułudą z pewnością nie było natarczywe spojrzenie Beatrice wycelowane prosto w Lydię, jakby zastanawiała się czy warto obrzucić siostrę chociażby jedną obelgą. Lecz zaraz na jej twarzy wymalowała się rezygnacja, co Lydia przyjęła z niemałą ulgą. Jej towarzysze i tak byli już świadkami niezbyt przyjemnej dyskusji. Bea wycofała się i wyszła z salonu, zabierając ze sobą resztki własnej godności. Nie zamknęła jednak drzwi, wiedząc, że zirytuje tym Lydię, która lubiła, gdy wszystko było dopięte na ostatni guzik. Miała na tym punkcie niebywałą obsesję.
I nie pomyliła się.
Lydia z cichym sapnięciem podniosła się z siedzenia i delektując się tytoniowymi oparami, który działały na nią wyjątkowo kojąco, ruszyła przez pokój by zatrzasnąć drzwi. Idąc, kątem oka zauważyła poruszenie panujące w pobliżu okna. Służące już zasłaniały je ciężkimi kotarami, a zatem niedługo miało zacząć świtać. Zatrzymała się w półkroku, odwracając się twarzą do towarzyszy. Obaj patrzyli na nią. Wydmuchnęła dym w ich stronę, posyłając im naglące spojrzenie. Powinni już wychodzić, jeśli nie chcieli stracić wzroku. Tak, oni również podzielili nieszczęsny los Lydii i zostali pozbawieni przyjemności podziwiania wschodu jak i zachodu słońca.
- Moi drodzy, jestem zobligowana aby was powiadomić, iż lada chwila zacznie świtać. A że wasze towarzystwo sprawia mi przyjemność, nie chciałabym abyście doznali uszczerbku na zdrowiu.
Ustnik cygarniczki znalazł swoje miejsce między jej czerwonymi wargami, a trujący dym odbył wędrówkę, której celem były jej płuca. Przez chwilę stała z półprzymkniętymi powiekami, rozkoszując się smakiem tytoniu, jednak usłyszawszy ciche skrzypnięcie otomany, otworzyła oczy. William i Alexander już przygotowywali się do wyjścia, narzucając na siebie ciemne płaszcze. Bez skrępowania obserwowała każde ich posunięcia, aż nazbyt przypominające ruchy dzikiego zwierzęcia. Gdy opuścili pomieszczenie, uprzednio wylewnie żegnając się z Lydią i zapewniając ją, iż niedługo przyjdą z wizytą, z westchnieniem zamknęła drzwi.
I w końcu została sama. Odłożyła cygarniczkę na ławę i sięgnęła po kielich z dziwną zawartością, której nie potrafiła zidentyfikować aż po dzień dzisiejszy. Jej cierpki, metaliczny smak nie był jej znany, podobnie jak woń. Pijała to jednak nie tylko z przyzwyczajenia, a po części również dlatego, że dzięki temu nie miała żadnych boleści. I tak samo jak dzień wcześniej, opróżniła kielich do dna i ruszyła do swojej sypialni. Nastał dzień, a więc trzeba było udać się spać.
__________________________
Rozdział wreszcie ukończyłam i mimo iż nie jest szczególnie wyśmienity ani długi, jestem z niego zadowolona. Podoba mi się zdecydowanie bardziej niż prolog, jednak to tylko moje zdanie. Mam nadzieję, że sprostałam Waszym oczekiwaniom i że nikogo z Was nie rozczarowałam. Jeśli wyłapaliście jakikolwiek błąd - proszę, poinformujcie mnie o tym. Niezwłocznie go poprawię, naprawdę. Ach, mam jeszcze do Was pytanie - jak tam Lydia? Przypadła Wam do gustu? A może wręcz przeciwnie? Chodzi mi głównie o pierwsze wrażenie.
Kolejny rozdział pojawi się (mam nadzieję) punktualnie, czyli za około dwa tygodnie.
Pozdrawiam, Gwendolen.
Prolog podobał mi się znacznie mniej niż rozdział pierwszy, więc na pewno mnie nie zawiodłaś, w wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńLubię Lydię jako bohaterkę. To jedna z tych postaci, którą w rzeczywistym życiu bym nienawidziła, ale czytać o niej mogę bezustannie.Lydia jest kobietą fatalną, zapewne kontrowersyjną dla swojego otoczenia, wygląda też na strasznie rozpuszczoną i zbyt pewną siebie i swojej urody. Aż za bardzo kojarzy mi się z Izabelą Łęcką, którą jednak lubiłam, więc może to nic złego?
Masz bardzo ładny język, perfekcyjny styl. Tekst urzeka prawie wszystkim. Prawie, bo jedno mi wciąż nie pasuje. Widzisz, cały czas nasuwa mi się pytanie: "czy tutaj będzie się coś dziać?".
Pozdrawiam.
[pozbawieni-kontroli.blogspot.com]
To, co kąsa najbardziej: mnóstwo zbędnych zaimków – „swój”, „swego”, „jej” itd. Z tym musisz powalczyć, bo to zaśmieca tekst. Nie są to błędy jako takie, jest to kwestia dojrzałości stylu. Teksty początkujących pisarzy zazwyczaj obfitują właśnie w zaimki i przymiotniki. Zwykle wynika to z tego, że zbyt wiele i zbyt dokładnie chcemy przekazać czytelnikowi. Kilka miejsc, gdzie zaimka spokojnie można się pozbyć bez najmniejszej szkody dla tekstu:
OdpowiedzUsuń1. „znikały pod fałdami jej ognistej sukni” – „jej” zbędne. Ona jest jedyną kobietą w towarzystwie dwóch mężczyzn. Kiedy mowa o sukni, raczej nikomu nie przyjdzie do głowy zakładać tę szatkę na któregoś z facetów ;).
2.„wykwitł jej prowokacyjny” – podobna sytuacja, jesteśmy w trakcie opisu dotyczącego kobiety i z kontekstu wynika, że chodzi o jej usta, a nie któregoś z pozostałych bohaterów, dlatego „jej” tutaj też jest zbędne, tym bardziej, że to samo słówko występuje w zdaniu wcześniejszym i dodatkowo tworzy się powtórzenie.
3.„zaczął opowiadać o swoim pierwszym spotkaniu” – parę słów wcześniej opowiadał „o swojej przygodzie”, tu znów pojawia się coś „swojego”, spokojnie tu można usunąć „swojej”, chociaż ja pewnie pozbyłabym się zaimków w obu przypadkach ;).
4.„słowa niemalże bezwstydnym” – usunęłabym „niemalże” – z mojej obserwacji osobowości Lydii uśmieszek był bezwstydny, ona nie zwykła się przejmować konwenansami.
5.„Rzekła panna, której czystość wątpliwości poddał narzeczony zaledwie parę dni przed...” – a tu błąd gramatyczny się zaplątał, poddaje się „w” wątpliwość, powinno być: „której czystość w wątpliwość poddał narzeczony zaledwie parę dni przed...
6.„Oboje patrzyli na nią.” – „obaj”, to dwóch facetów, forma „oboje” dotyczy pary różnej płci.
7.„trujący dym odbył swoją wędrówkę” – „swoją” – wiadomo co ;)
8.„Bez krępacji” – to kolokwializm, który zupełnie pasuje do klimatu całości, od biedy uszedłby w dialogu, w narracji absolutnie nie, stanowczo poprawiłabym na „bez skrępowania”
9.„obserwowała każdy ich ruch, podziwiając niesamowitą grę mięśni ukrytych gdzieś pod odzieniem.” – nie da się podziwiać czegoś co jest ukryte pod odzieniem, chyba że jako wampir ma również rentgenowski wzrok. Mogła jednak podziwiać grację i płynność ruchów, grę mięśni można podziwiać tylko patrząc na nagą skórę.
10. „porządnie żegnając się z Lydią” – „uprzejmie”, „niechętnie” „wylewnie”, ale nie „porządnie”, nie ma takiego związku frazeologicznego jak „porządne pożegnanie”.
To tylko przerażająco wygląda ;). Nadal twierdzę, że masz dobry styl z ogromnym potencjałem do tego, by stał się jeszcze lepszy. I chociaż wypisałam to i owo, absolutnie nie rozczarowuje mnie Twoje pisanie. Fabułę potrafisz prowadzić tak, że zaciekawia i nie trzeba się zmuszać do czytania kolejnych zdań. Z przyjemnością poczytam ciąg dalszy tej historii.
Pozdrawiam
kajjka.blogspot.com
Lubię takie historię, lecz owe bohaterki mniej:) Bynajmniej nie dlatego, że źle ją opisujesz, co to. to nie. Po prostu nie lubuję się w takim charakterze bohaterek, a wręcz ich unikam. Za bardzo się przy tym denerwuję, ale...
OdpowiedzUsuńNo własnie to osłowione "ale" nigdy chyba nie zniknie z mojego słownika:) Więc skończę, nie lubię jej, ale bardzo chętnie poznam jej historię, mając nadzieję, że dasz jej w kość, a ona się zmieni:) Lubię metamorfozę postaci, tak samo psychiczną, jak i fizyczną...taki mój konik^^
Czekam więc na kolejny rozdział. Dodaję też do obserwowanych:)
Pozdrawiam!
[larth-porwana.blogspot.com]
Lydia jest kobietą bezwzględną, może trochę zapatrzoną w siebie, bezczelną, ale zapałałam do niej sympatią. Może jedynie trochę sztucznie brzmią jej wypowiedzi, ale to da się skorygować, chyba że tak ma być. Mimo wszystko jej wypowiedź w stosunku do Williama i Alexandra zabrzmiała po prostu topornie i nie spodobała mi się jej... sztuczność?
OdpowiedzUsuńStyl masz cudny, ale to chyba wiesz. Zwłaszcza w prologu, gdy opisywałaś Lydię, to epitety były po prostu cudownie dobrane, a porównania... Och, gdybym ja tak pisała... ;)
Nie wiem, jak dalej poprowadzisz fabułę, ale to wszystko wydaje mi się być przemyślane i dopracowane. Czyżby Lydia była wampirem? A może to jakiś pakt z diabłem? I co mają wspólnego z tym ci dwaj mężczyźni?
Przyznaję, niesamowicie mnie zaintrygowałaś ;)
Szablon masz śliczny; sądzę, że genialnie pasuje do tego bloga i tematyki. Poza tym lubię porządek na blogu, a Ty tu taki masz, co również zachęciło mnie do bliższego zapoznania się z tą historią ;)
Na koniec chcę życzyć Ci mnóstwa weny, pomysłów i wytrwałości, bo wiem, jak ciężko jest dociągnąć jakąkolwiek historię do końca.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;)
[anielskie-szepty.blogspot.com]
[tam-gdzie-spadaja-marzenia.blogspot.com]
Witaj!
OdpowiedzUsuńCo do Lydii to podoba mi się jako bohaterka. Nie jej charakter - raczej nie należy do tych osób, które mają tysiące przyjaciół i do których z miejsca pała się sympatią - ale wydaje mi się, że taka osobowość może być ciekawa dla opowiadania. O ile, oczywiście, nie przesadzisz, bo również te najgorsze z najgorszych niszczą nawet najlepsze fabuły.
Ale nie o tym chciałam pisać. Urzekł mnie sam początek rozdziału. Uwielbiam takie plastyczne, kolorystyczne opisy, są niezwykle klimatyczne. Kojarzy mi się z tym coś, co mówił mój polonista odnośnie malowania obrazów słowami. Czytając pierwszy akapit, miałam wrażenie, że gdybym tylko wzięła w ręce akwarele, mogłabym odtworzyć zawartą tam kolorystykę. Czułam się, jakbym widziała tą scenę. Pięknie, naprawdę jestem pod wrażeniem.
Poza tym podoba mi się styl, jakim piszesz. Nie zawsze jest idealnie, ale ogólne wrażenie pozostaje bardzo dobre. Chociażby dlatego że językiem bardzo dobrze wprowadzasz w klimat epoki.
Wyłapałam kilka maleńkich błędów. W tym momencie, przeglądając rozdział od nowa, nie jestem stwierdzić czy wypisałam wszystko.
"Chyba że przysłuchiwała się rozmowom zanim weszła do salonu." - przecinek powinien być przed "zanim".
"Obserwowała jak szczęki Beatrice zatrzaskują się jak imadło, a chwilę później usłyszała ich nieprzyjemny zgrzyt." - przecinek przed "jak".
Wiem, że to drobiażdżki, ale skoro rozdział jest tak dobry, to po co mają tam stać?
Czekam na dalsze części.
Pozdrawiam i życzę weny :)
[kamienne-kwiaty.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńPierwszy akapit. Przecieram ze zdumienia oczy. Zaciskam szczęki. Przełykam ślinę. Później pospiesznie mrugam i rozglądam się bezrozumnym wzrokiem kretynki po pokoju. „Skąd tutaj, u diabła, wzięła się Łęcka?!” – takie oto pytanie wyprodukował mój chory mózg po dwutygodniowym omawianiu „Lalki”.
Haha, kochane siostrzyczki! Jakim świetnym uczuciem jest czytanie takich wzniosłych przytyków, które od „odwal się” albo „nie twój interes” dzielą lata świetlne. Gdyby teraz ludzie tak się ze sobą porozumiewali… Choć z drugiej strony, ciężko sobie wyobrazić współczesne nastolatki w tego typu scence.
Wciąż nie mogę rozgryźć wątku z cieniem… Czyżby wampir?
Sama Lydia… Hmm, ciężko stwierdzić, czy przypadła mi do gustu, czy też nie. Na pewno bardziej, niż jej siostra, która usiłuje zachować pozory nie wiadomo czego. Ale na bardziej wylewną ocenę będziesz musiała zaczekać, ponieważ potrzebuję kilku dodatkowych notek :)
Pozdrawiam,
[drogi-ktore-znasz]
Autorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl
OdpowiedzUsuń